Celem tego
artykułu nie jest zmiana Waszych poglądów dotyczących przyjmowania uchodźców,
islamu, islamizacji Europy czy zagrożenia terroryzmem islamskim. Każdy ma prawo
mieć własne poglądy. Ważne jednak, aby były wynikiem przekonań, doświadczeń i
przemyśleń, a nie efektem manipulacji.
Na uchodźcę! – nie dajmy się manipulować
Niedziela, 6
września to był sądny dzień dla polskiego Facebooka… Jak napisał pewien mój
facebookowy znajomy: „Dzisiaj
przeczytałem deklaracje wielu moich znajomych, że wyrzucili ze swoich małych
domków, jakimi są profile FB, tych którzy byli innego zdania niż oni. Teraz ci
wyrzuceni migrują do innych domków, bo w geście solidarności z moimi znajomymi
inni znajomi także ich usunęli spod dachu. Tworzą sporą grupę przemieszczającą
się i trafiają tam gdzie inni dzielą ich widzenie świata bez zadawania pytań.
Wyrzuceni piszą różne wyrazy pod adresem wyrzucających bo oni ciągle piszą o otwartych sercach i drzwiach. Jedni i drudzy już się nie lubią. To była próba ponad siły obu stron.”…
Wyrzuceni piszą różne wyrazy pod adresem wyrzucających bo oni ciągle piszą o otwartych sercach i drzwiach. Jedni i drudzy już się nie lubią. To była próba ponad siły obu stron.”…
Tak! Stało się!
Większość polskich członków znanego medium społecznościowego, zorientowała się,
że „przyjaciele”, których mniej lub bardziej świadomie mieli na swoim profilu –
to ludzie o skrajnie odmiennych poglądach od nich. Jedni obrażali się za to, że
inni są ksenofobami i rasistami, drudzy za to, że ci pierwsi chcą przyjmować
uchodźców z otwartymi rękami, nie widząc oczywistych zagrożeń społecznych,
kulturowych i cywilizacyjnych. Pod wpisami pojawiały się góry histerycznych
komentarzy, pełnych wyzwisk i najgorszych treści, a wszystko argumentowano
powielając te same, mniej lub bardziej „toksyczne memy” i „fejki”.
W powietrzu było
czuć strach, sfrustrowanie, złość, nienawiść, żal, utratę zaufania, potrzebę
rozdzielenia się i zamknięcia w sobie lub w mniejszych grupkach precyzyjnie
naznaczonych ideologicznie, poprzez ślady treści wpisów pozostawionych na
Facebooku. Cel został osiągnięty!
Facebook nie jest
zwierciadłem społeczeństwa – wręcz przeciwnie. W aktywność na mediach
społecznościowych są zaangażowani najbardziej ci, którzy używają ich jako
narzędzia pracy lub ci, którzy w wirtualnej więzi społecznej szukają tego,
czego brakuje im w realu. Dobrze uformowana intelektualnie, politycznie i
kulturalnie większość nie ma raczej czasu na „siedzenie na fejsie”. Choć więc
Facebook odzwierciedla tylko cząstkowo poglądy społeczeństwa – daje pełen obraz
grup społecznych, które je tworzą.
Uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy…
Ponieważ media
społecznościowe są moim narzędziem pracy – często siedzę na Facebooku i mam w
niego dość duży wgląd z racji ilości i przekroju społecznego moich „znajomych”.
W dniu wielkiego „fejsbukowego uchodźstwa” zastanowił mnie szczególnie jeden
wpis: „Boję się, ponieważ uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy”. To właśnie
to zdanie nakierowało mnie, aby zastanowić się nad pewnymi rzeczami i w
rezultacie napisać ten tekst. Zaciekawiło mnie jak to możliwe, że dość duża
grupa społeczna reprezentująca przynajmniej 30% poważnego, dużego i
chrześcijańskiego kraju Europy Wschodniej, powtarza jak na zawołanie, choć w
różnej formie, ten sam „toksyczny mem”, który brzmi mniej więcej tak: „To
zaplanowana inwazja islamska. Przychodzą tu, aby odebrać nam pracę i domy, aby
zislamizować Europę i zniszczyć chrześcijaństwo. To nie są uchodźcy z kobietami
i dziećmi, ale 80% z nich to mężczyźni w sile wieku i dobrze ubrani, którzy
powinni walczyć, a nie uciekać. Więc w ich zastępach muszą być terroryści
islamscy, którzy będą nam podrzynać gardła i gwałcić polskie kobiety. Mamy więc
prawo bać się i bronić prewencyjnie. Mamy prawo nie chcieć islamistów w Polsce.
Nasza kultura, religia i cywilizacja nazbyt się różnią. To nie są ludzie, ale
bestie!”
Szperając trochę
po Internecie, znalazłam źródła inspiracji tego „toksycznego menu”, ale nie
będę tu robić dodatkowej reklamy.
Co do refleksji
fejsbukowego znajomego – uchodźcy syryjscy nie przynoszą wojny do Europy, bo ta
„wojna hybrydalna” trwa tu już od dłuższego czasu, a polski Internet stał się
ostatnio jednym z ulubionych pól „wojny informacyjnej”.
Nie dajmy się manipulować jak małe dzieci
To, że Polska i
jej społeczeństwo są celem ataków „wojny informacyjnej” wielu obserwatorów
zauważyło po rozpoczęciu działań zbrojnych na Ukrainie. Na forach polskich
gazet pojawiły się wpisy podjudzające Polaków przeciwko Ukraińcom i grające na
nastrojach narodowych oraz na faktach historycznych. Zaczęli się mnożyć w
różnej formie wirtualni orędownicy pro-rosyjscy – zarówno w postaci fałszywych
profili na Facebooku, jak i blogów lub portali
„masek”. W polskiej sieci pojawiało się coraz więcej „toksycznych memów”
– zarówno prostackich, jak i bardzo wyrafinowanych, na których haczyki złapała
się od razu większość znanych katolicko-prawicowych i ultrakonserwatywnych
polskich mediów, powielając bezmyślnie rosyjską propagandę i wstrzykując ją do
głów Polaków. Upowszechnił się „trolling” – utrwalający poczucie niepewności,
zagrożenia wojną i prowadzący do radykalizacji oraz rozbicia polskiego
społeczeństwa.
Od pewnego czasu –
zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie - trwają spekulacje, że jednym z ojców
rosyjskiego trollingu jest Alegsander Dugin – geopolityk i historyk religii,
uznawany za „szamana Putina” oraz prawdziwego twórcę ideologii rosyjskiego
neoimperializmu, zwanego też współczesnym eurazjatyzmem. W celu pogłębienia
tematu warto zapoznać się z analizą
Kazimierza Wóycickiego „Internet i „wojna informacyjna” prezydenta Putina. Raport
Akademii Krzyżowa”. https://kazwoy.wordpress.com/2015/07/22/internet-i-wojna-informacyjna-prezydenta-putina-raport-akademii-krzyzowa/
Jak pisze
Wóycicki: „Wykorzystanie Internetu i
sieci społecznościowych w celach polityczno-propagandowych w dużym stopniu
zaskoczyło demokratyczny Zachód. Oczywiście widziano możliwości, jakie stwarza
Internet dla prowadzenia kampanii wyborczej, czego nowatorskim przykładem była
pierwsza kampania wyborcza prezydenta Obamy. Zrozumieli to również polscy
politycy, chętnie używający twittera. Zwrócono uwagę na znaczenie Internetu
podczas wiosny arabskiej, wyciągając z tego pochopnie optymistyczny wniosek, że
w świecie sms-ów i twittera żadna dyktatura nie zdoła się utrzymać. Można też
dodać, że sam euromajdan i rewolucja godności wiele zawdzięcza Internetowi,
zaczynając od tego, że zaczęła się od wezwania przez FB Mustafa Nayyem, by
zjawić na Placu Wolności.”
Tak więc Internet
– a zwłaszcza media społecznościowe – może być bronią obusieczną. Z jednej
strony budować społeczeństwo obywatelskie, gromadzić konsens wokół pozytywnych
akcji i działań społecznych, promować demokratycznie i pluralistycznie
politykę. Z drugiej strony może stać się narzędziem medialnego terroru,
prowadzącym do dezintegracji społeczeństw otwartych i paraliżu politycznego, a
także być instrumentem inwigilacji oraz propagandy pozwalającej manipulować
nastrojami społecznymi i indywidualnymi.
Celem ataków
„wojny informacyjnej” są środowiska skrajnie prawicowe lub lewicowe, te
ultrareligijne i antyreligijne, a także środowiska antysystemowe, krytykujące
nieudolność demokracji. To one chłoną najszybciej propagandę jako „zakonspirowaną
prawdę”, a potem powielają ją infekując najpierw swoich zwolenników, a poprzez
nich szerszą warstwę społeczną. Nowa „wojna informacyjna” polega na zakażaniu
mediów „toksycznymi memami”, na budowaniu platform blogerskich, służących za
„maski” i zwielokratniających bez podejrzeń efekt oryginalnej tuby
propagandowej, na konfekcjonowaniu artykułów i materiałów wideo tłumaczonych
później na inne języki i wypuszczanych przez wiarygodne kanały, czy też na
produkcji „fejków” powielanych bezmyślnie na Facebooku przez całe grupy
społecznościowe.
Narzędzia nowoczesnej „wojny informacyjnej”
Co to jest „fejk”?
Słuszne pytanie. To „podróbka” – czyli
kopiarz, ktoś kto podszywa się pod kogoś na portalu społecznościowym, kradnąc
jego tożsamość lub budując tożsamość wirtualną i wykorzystując ją do trollingu.
Co to jest „trolling”? To antyspołeczne zachowanie w Internecie. Trollowanie
polega na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia
lub obrażenia (czego następstwem jest wywołanie kłótni) poprzez wysyłanie
napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów czy też poprzez
stosowanie różnego typu zabiegów erystycznych. Co to jest „hejtowanie”? To
umieszczanie w Internecie wpisów wyrażających naszą niechęć lub nienawiść. W
przeciwieństwie do ogólnie przyjętych norm werbalnych – w hejterstwie jest modą
i normą używanie wyrazów wulgarnych, wyzwisk, obrażanie, napiętnowanie,
drwienie i wyśmiewanie. Trollowanie i hejtowanie to uprawianie – czasami nawet
nieświadome – mowy nienawiści – czyli szczucie sfory. Nie dziwi, że takie
zachowania wzbudzają wielkie konsensy, lajki i przyzwolenie społecznościowe,
gdyż włączają w grupie instynkt stadny i zwalniają z indywidualnej
odpowiedzialności za szerzenie treści moralnie nagannych – jeśli tylko
otrzymują one akceptację społeczności.
Fejkami można
nazwać również fałszywe podróbki artykułów z sensacyjnymi tytułami, które są
powielane bezmyślnie jako najczęściej tragiczna, alarmująca wiadomość, o której
powinni dowiedzieć się wszyscy nasi znajomi. Przykładem takich fejków
pojawiających się ostatnio w polskim Internecie jest ten o gwałcie uchodźców
islamskich na Polce oraz o zabójstwie polskiego dziennikarza w Syrii, któremu
nieletni wojownik poderżnął gardło. Jednym z najbardziej jawnych fejków był ten
spreparowany w czerwcu na podróbce strony portalu Onet z nieprawdziwymi słowami
prezydenta elekta Andrzeja Dudy: „Emigranci to zdrajcy”. Zastanawiając się dobrze – fejkiem może być
również podsunięcie informacji o tym, że Polacy chcą przyjąć uchodźców w
Auschwitz.
Jak działa fejk?
Kiedy go powielamy bezmyślnie na naszych stronach realizujemy cele propagandowe
jego autora, a przy okazji ułatwiamy kradzież danych z Facebooka. Jeżeli ktoś
kliknie na taką sfałszowaną stronę tytułową artykułu – wchodzi na portal, który
prosi go o potwierdzenie wieku, a później o przekazanie mu danych prywatnych z
Facebooka, włącznie z adresem mailowym. To umożliwia zarówno włamania do
poczty, jak i kradzież tożsamości.
Aleksander Dugin,
jest autorem fundamentalnego tekstu na temat „wojny informacyjnej”: „Eurazja w
wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015” (w Polsce
propagowany przez xportal.pl - http://xportal.pl/?p=18016).
Nie zależnie od tego czy Dugin jest „szamanem Putina”, czy też jedynie
popularnym rosyjskim nacjonalistą (jak próbuje się oczyścić jego wizerunek,
nawet w poważniejszych zagranicznych mediach) – chyba nie jest on ojcem
nowoczesnej „wojny informacyjnej”. Jeżeli mamy komuś nadać ten tytuł, to bardziej
zasługiwałby na niego Yigal Carmon, współzałożyciel Middle East Media Research Institute, powstałego w 1998 r. i monitorującego media na Bliskim i
Dalekim Wschodzie, zwłaszcza te w języku arabskim. Praca MEMRI polega na
selekcjonowaniu i tłumaczeniu na inne języki materiałów – czasami dyskusyjnych - dotyczących ekstremizmu islamskiego. Od kilku lat przenikają one
również do najbardziej racjonalnych polskich środowisk, kreując mit zagrożenia
islamem jako religią i budując podatny grunt dla islamofobii.
Czym jest
propaganda terrorystów islamskich z Isis (PI), mieliśmy okazję przekonać się
właśnie przez Internet. Od najokrutniejszych, barbarzyńskich egzekucji
nakręconych niczym najlepsza reklamówka po reportaż o tym, jak dobrze żyje się
w samozwańczym kalifacie – powołanym w 2014 r. jako Państwo Islamskie w Iraku i
Lewancie oraz instrukcje roznoszone przez blogi i media społecznościowe,
informujące jak otrzymać jego paszport, i dotrzeć na jego terytorium. Wszystko
to – mówiąc kolokwialnie – robione pod publiczkę Zachodu, niczym znakomity film
akcji, włącznie z nowymi czystymi i wyprasowanymi pomarańczowymi kombinezonami,
których prawdziwi bojownicy PI nie mogli by mieć na sobie. Do roli „aktorów
terroru” wybierano zawsze wysokich, postawnych mężczyzn mniej więcej tego
samego wzrostu i przypominających budową ludzi z Zachodu. Także w roli
naczelnego rzeźnika „Jihadi Johna” obsadzono Mohammeda Emwazi, młodego
informatyka urodzonego w Kuwejcie, ale pochodzącego z dobrze sytuowanej rodziny
mieszkającej w Londynie. To on najlepiej swoim brytyjskim akcentem terroryzuje
Zachód, dokonując okrutnych egzekucji na dziennikarzach oraz działaczach
organizacji humanitarnych -amerykańskich i brytyjskich. Jego ofiary to: James Foley, Steven Sotloff, David
Haines, Alan Henning, Peter Kassig.
Oczywiście, że
okrutna i nieludzka propaganda PI przeraża, terroryzuje i prowadzi do paniki
przed inwazją islamską, przed islamem i każdym muzułmanem – zwłaszcza, że Isis
zagroziło, że podbije Europę, przez usta swojego pseudo-rzecznika Abu Muhammed
Al Adnaniego: “Podbijemy Rzym, podepczemy wasze krzyże, zniewolimy wasze
kobiety…”.
Odrażająca
propaganda przyniosła jednak odwrotne skutki niż było to jej celem – egzekucja
21 Koptów egipskich, spalenie żywcem jordańskiego pilota Muatha al-Kasaesbeha,
spowodowało, że muzułmanie w krajach
islamskich zamiast popierać i przyłączać się do Państwa Islamskiego, zaczęli
się go bać i uciekać przed nim.
Teraz wojna wchodzi na następny poziom…
Byłoby naiwne lub jednostronne
stwierdzenie, że w polskim Internecie toczy się tylko „wojna informacyjna”
prowadzona przez Rosję. „Toksyczne memy” docierają do nas z różnych źródeł i z
różnych stron – zarówno od eurazjatów, jak i atlantystów – a być może nawet od
dżihadystów. Ich celem jest przestraszenie i sterroryzowanie społeczeństwa
polskiego, podsycanie w nim nastrojów ksenofobicznych i antyeuropejskich,
nastawienie go przeciwko Unii Europejskiej i w rezultacie osamotnienie Polski
na arenie międzynarodowej.
Za moment eskalacji
„wojny informacyjnej”, chyba - według deklaracji Aleksandra Dougina w jego
artykule „Eurazja w wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015”
- można przyjąć grudzień 2014 r.: „Przyczyną napisania tego tekstu jest odezwa
Władimira Putina do Rady Bezpieczeństwa FR i jednoczesne zatwierdzenie
antyrosyjskiej rezolucji 758 w kongresie USA, komentując którą Hillary Clinton
otwarcie oświadczyła, że „USA rozpoczyna wojnę informacyjną z Rosją” a
kongresmen Eliot Engel dodał: „Nastał czas przyznać, że Rosja pod
przywództwem Władimira Putina zagraża europejskiej niezależności i interesom
USA w tym regionie”. W swoim komunikacie Putin powiedział: „Dla Rosji
Krym, starożytny Korsuń, Chersonez, Sewastopol mają ogromne znaczenie
cywilizacyjne i sakralne, tak jak Wzgórze świątynne w Jerozolimie dla tych,
którzy wyznają islam i judaizm. I właśnie my ku nim takie uczucia żywimy i
będziemy żywić zawsze”, czyli ogłosił stały kurs na odrodzenie
niezawisłości i kontynentalnej mocy Rosji, a także jej sakralnej prawosławnej
tożsamości. W odpowiedzi na to USA otwarcie przyznało, że „rozpoczynają wojnę
informacyjną”, którą w rzeczywistości już od dawna przeciw nam prowadzą. Teraz
ta wojna wchodzi na następny poziom.”
Nie mam
najmniejszego zamiaru wspierać ideologii Aleksandra Dugina, i mimo wszystko
jest mi bliższy atlantyzm od eurazjatyzmu, trzeba się niestety zgodzić z tym
ostatnim zdaniem: „Teraz wojna wchodzi na
następny poziom”. W związku z tym - także w polskim Internecie należy się
spodziewać nowych fali „toksycznych memów” - widząc, że oficjalnym stał się już
fakt, iż wojska rosyjskie walczą w Syrii, u boku Baszszar al-Asada… Dlatego też
wszyscy powinniśmy zacząć uważać co powielamy i co piszemy na Fecebooku.
Rozpoznanie dziś prawdziwej i fałszywej informacji jest bardzo trudne.
Odróżnienie prawdy od propagandy jeszcze trudniejsze…
W wyniku ataku na
World Trade Center i Pentagon zginęły łącznie 2973 osoby. Od tamtego 11
września upłynęło już 14 lat.
Trudno powiedzieć,
że w wyniku prowadzonych w tym okresie wojen – zwanych „misjami pokojowymi” i w
których Polska też brała udział, świat stał się bezpieczniejszym i lepszym
miejscem do życia. Tylko od początku tego roku do Unii Europejskiej przybyło
432 tysiące migrantów. Na Morzu Śródziemnym od 1 stycznia 2015 r., zginęło 2760
ludzi. To już prawie tyle co w zamachu z 11 września 2001 r.
Aby przekonać
światową opinię publiczną o konieczności ataku na Irak i usunięciu dyktatora
Saddama Husajna wystarczyło w 2003 r., aby amerykański sekretarz stanu, gen.
Colin Powell pokazał w telewizji małą buteleczkę z białym proszkiem, na dowód,
iż iracki dyktator posiada broń biologiczną zagrażającą nam wszystkim. Od
tamtego czasu nie staliśmy się mniej łatwowierni i mniej podatni na
propagandową manipulację płynącą z różnych stron…
Od 2001 roku -
chcąc, czy nie chcąc – jesteśmy w stanie wojny, od której tylko próbujemy
odwracać oczy…
Agnieszka
Zakrzewicz
Rzym, 11 września
2015 roku
Nessun commento:
Posta un commento
Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.